sobota, 30 sierpnia 2014

O humanistach z podłogi

            Z jakiegoś powodu siedzenie na podłodze w kuchni pobudza moje neurony. Pobudza we mnie kreatywne myślenie i pozwala mi się skupić, co w ostatnim czasie jest rzadkością. Brak koncentracji – jeśli naprawdę potrzebujesz i chcesz się skoncentrować – jest równie paraliżujący co strach przed samotnością. To nie jest tak, że nie potrafię złożyć ani jednego sensownie brzmiącego po polsku zdania. Potrafię. Ale robię to z tak zawrotną prędkością, że po pięciu godzinach siedzenia przed otwartym plikiem w Wordzie mam ledwo cztery zdania więcej. Przyznacie, że jest to nieco niepokojące.
            Oczywiście mogłabym powiedzieć, że jestem leniwa. Bo pewnie jestem. Różnica moim zdaniem polega na tym, że mam świadomość tego lenistwa i z nim walczę. Ewentualnie próbuję ignorować jego istnienie tak, by skupić się na innych, bardziej palących problemach. Skupianie się (czy też brak skupienia), nie jest więc stanem całkowicie mi obcym. Potrafię usiąść na łóżku i słuchając muzyki pochłonąć w godzinę artykuł duńskiej antropolożki.
            Nie potrafię za to napisać partytury, przyspieszyć pracy nad licencjatem, którego temat w dalszym ciągu mnie fascynuje, ale w zupełnie innym kontekście niż teatralnym. Niestety to ten kontekst determinuje zawartość mojego tekstu, co sprawia, że pisanie idzie mi dość opornie. Jestem zobligowana sama przed sobą, by dokończyć tę sprawę, by nie odpuszczać sobie na końcowym odcinku biegu.
            Tyle tylko, że ten bieg jest już niepotrzebny. Nie wnosi niczego nowego. Biegłam do tej pory przez dwa lata, łącząc równocześnie nie dwa zupełnie odrębne kierunki studiów, ale z pewnością takie, które jeśli nie łączą się w waszych zainteresowaniach stają się wówczas niekompatybilne. Współpracują tak długo jak jesteś w stanie przyswajać wiedzę ogólno humanistyczną. W którymś momencie – sama nie zauważyłam, kiedy to się stało – przestałam czerpać jakiekolwiek intelektualne korzyści z uczestnictwa w życiu teatrologii (poza towarzyskimi oczywiście).
            Wzbudziło to we mnie niepokój, ale i niechęć do dalszej pracy. Zaczęło mi brakować czasu na to, co mnie interesuje najbardziej, a im więcej potrzebowałam czasu na to, by przyłożyć się do tego, co teatrologiczne, tym mniej czasu miałam na to co antropologiczne. Wpadłam w pułapkę, którą sama na siebie założyłam.
            Teraz jestem w kluczowym momencie swojego życia (nie, nie wychodzę za mąż, nie jestem w ciąży i nie wygrałam też żadnego istotnego konkursu – właściwie to żadnego nie wygrałam) i muszę podjąć decyzję co dalej. Nie może być to jednak decyzja wyrażona tylko werbalnie. Muszę się podjąć realnego działania. Pisać lub nie pisać. Czytać, ale coś innego niż planowałam pierwotnie. Skupić się na tym, co dla mnie ważne czy na tym, co jest logiczną konsekwencją wcześniej podjętych przeze mnie decyzji.
            Dylematy w gruncie rzeczy dość banalne (przynajmniej na tle innych dylematów zawracających głowę dorosłego człowieka). Pragnę jednak zauważyć, że niezależnie od tego, jaką decyzję podejmę, dyplom licencjacki z wiedzy o teatrze nie poprawi mojego statusu na rynku pracy. Zasadniczo żaden dokument z kierunku humanistycznego tego dla mnie nie zrobi. Nie dlatego, że dla humanistów nie ma pracy. Dlatego że bycie humanistą nie jest zawodem w tym znaczeniu, jakiego używamy na co dzień. Teatrologia (ani większość kierunków humanistycznych) nie daje mi twardych narzędzi do tego, by sprawnie poruszać się po świecie. Daje umiejętność kreatywnego myślenia. Nieoczywistego. Uwrażliwia na pewne problemy i zjawiska. To cechy, których współcześnie brakuje – niestety także ludziom, którzy określają się mianem humanistów.

poniedziałek, 24 marca 2014

Zupa pomidorowa dobra na wszystko

Codzienne spotkania wokół stołu będą głównym tematem poruszanym na tym blogu. Stół jest oczywiście swego rodzaju metaforą - zwykle rzadko mam okazję do wspólnego spędzania czasu przy stole z najbliższymi. Zwykle też jedzenie, które sama przygotowuję lub które dostaję od innych spożywam w pośpiechu - przed którymś z wydziałów, na których studiuję, na korytarzu czy w pobliskim barze. 
Czasami lubię jeść sama. Oglądam wtedy po raz dziesiąty "Przyjaciół" albo przeglądam blogi kulinarne. Czasami jem sama dlatego, że nie mam ochoty się dzielić tym, co mam. Zwykle jest to zupa pomidorowa.